Dogonić tęczę – Fannie Flagg. Recenzja Czy współcześnie można fascynować się codziennym, normalnym życiem? Jeśli jest ono odpowiednio przedstawione, można.Tym bardziej, że czasy, w których żyjemy, najdelikatniej rzecz określając, do normalnych nie należą. Wystarczy włączyć telewizor lub wziąć do ręki pierwszą z brzegu gazetę, żeby po raz kolejny zapoznać się z wieściami równie absurdalnymi, jak ta, że używanie w szkole słowa „tata”, dyskryminuje dzieci wychowywane w rozbitych rodzinach. Albo informacjami o tym, że zgodnie z tzw. „ideologią gender”, już wkrótce nie będziemy musieli w urzędowych formularzach wypełniać rubryki „płeć”, bo ta, bez względu na biologiczne atrybuty, w jakie wyposażyła nas natura, w imię niczym nieograniczonej wolności będzie – podobnie jak poglądy polityczne, wyznawana religia, rodzaj kuchni, czy też kolor skarpetek – kwestią indywidualnego wyboru. Jeszcze trochę i nie będzie można powiedzieć nikomu „kocham cię”, bo okaże się, że jest to dyskryminowanie wszystkich tych, którzy czują się niekochani, a za zwrot „proszę pani/pana” będzie można dostać po pysku.Między innymi, dlatego właśnie można fascynować się zwykłym, codziennym życiem rodziny składającej się z mamy, taty, rodzeństwa oraz całej armii związanych z nimi ciotek, wujów, przyjaciół i sąsiadów. Zaznaczam jednak, że odbiór książki w ogromnej mierze zależy od oczekiwań czytelnika. Na pewno nie polecałbym tej książki amatorom sensacji i ekstremalnych wrażeń. Jeśli jednak oczekuje ktoś zanurzenia się w monotonnym, ale ciepłym i nastrojowym potoku słów o zwykłym życiu małomiasteczkowej społeczności, przeniesienia się w miejsce, gdzie ludzie potrafią cieszyć się z takich drobnostek, jak pieczenie ciasta, śpiewanie piosenki, pisanie listów do obcego żołnierza na froncie, czy zwycięstwo w zawodach w dmuchaniu gumy balonowej, to warto sięgnąć po tę książkę.Jeden z bohaterów książki wspomina, że żył w czasach, w których „istniały pewne kanony. Nie kłamało się, nie oszukiwało ani nie kradło, rodziców otaczało się szacunkiem, słowo było czymś zobowiązującym. Nie wyłudzało się rzeczy. Chłopak żenił się z dziewczyną. Płacił rachunki. Wychowywał dzieci. Nie przeklinał w obecności dziewcząt. Nie podnosił ręki na kobietę. Postępowało się według pewnych reguł i było się porządnym człowiekiem, nawet w razie niepowodzenia. Dom, otoczenie i siebie samego utrzymywało się w czystości.” Powieść stała się dla mnie bliska, ponieważ sam pochodzę z małego miasteczka i czasami łapałem się przy jej czytaniu na tym, że gdzieś już to widziałem, że skądś to wszystko znam.Niestety, nawet jak na powieść o codzienności, książka jest zbyt monotonna, chwilami czyta się ją jak dłużący się serial z życia amerykańskiej prowincji. Myślę, że gdyby książka była nieco mniej obszerna i bardziej skupiona wokół głównej postaci Dorothy i jej rozgłośni radiowej, wyszłaby z tego opowieść o wiele bardziej wciągająca i dowcipna. Za dużo tu życiorysów, które z powodzeniem wystarczyłyby na temat odrębnych książek, przez co cała opowieść, pomimo licznych dialogów, ciągnie się przez ponad 650 stron aż do znużenia.Mimo to, nadal pozostaję fanem Fannie Flagg i jej twórczości, bynajmniej nieroszczącej sobie (i słusznie) pretensji do miana literackich arcydzieł.Źródło: http://mojelektury.blogspot.com/ Recenzje, opracowania, interpretacje