Truman Capote. Śniadanie u Tiffany’ego – recenzja Książka przedstawia, opowiedzianą przez początkującego pisarza historię jego znajomości z młodą amerykańską aktorką, bywalczynią nowojorskiej bohemy. Szalona Holly Golightly żyje chwilą, z dnia na dzień, kierując się impulsem i lekceważąc sobie wszelkie przyjęte powszechnie standardy życia społecznego. Huczne imprezy każdego dnia, liczne związki z mężczyznami, lejący się strumieniami alkohol, sklepowe kradzieże dla rozrywki – to obraz życia Holly, która mówi o sobie, że wolałaby umrzeć na raka, niż mieć nieszczere serce. Swoją życiową destabilizację i codzienny chaos Holly podkreśla specyficzną wizytówką: „Holly Golightly, w podróży”.Czytałem tę książkę przy różnych okazjach chyba już ze trzy razy i szczerze mówiąc nie jestem w stanie zrozumieć fenomenu jej popularności. Być może w latach pięćdziesiątych XX wieku, w realiach tamtych czasów, postać Holly mogła wzbudzać emocje tłumów, dzisiaj jednak nie znajduję nic, co mogłoby przykuć w tej postaci uwagę współczesnego czytelnika. Dlatego też zastanawiałem się, kim mogłaby być Holly buntowniczka, gdyby akcję książki przenieść do czasów późniejszych? W latach sześćdziesiątych mogłaby być hipisowską zwolenniczką wolnej miłości, a w latach jeszcze późniejszych pankówą z irokezem na głowie. Tylko nie pasuje mi do tego buntowniczego image’u pragnienie osiągnięcia stabilności symbolizowanej przez luksusowy sklep Tiffany’ego. No bo, albo kontestuję wszelkie przyjęte sztywne zasady i konwenanse, albo dążę do osiągnięcia poczucia stabilności i bezpieczeństwa. A może Holly Golightly byłaby dzisiaj wytatuowaną ekscentryczną artystką z kolczykami w całym ciele, która wskutek rozdarcia pomiędzy buntem, a pragnieniem stabilności uczęszcza do psychoanalityka?A może w tym wszystkim po prostu idzie o zwykły biznes? Podobno Truman Capote chciał, żeby filmową Holly zagrała Marilyn Monroe. Czyżby więc postać ta została stworzona tylko po to, żeby faceci tamtych czasów mogli sobie powzdychać do słodkiej blondyneczki cierpiącej na kompletny brak instynktu samozachowawczego i o niezbyt… hmm….rozgarniętym umyśle? Recenzje, opracowania, interpretacje